Dziwna sprawa. Pierwszy raz oglądałem ten film prawie 4 lata temu i pamiętam, że bardzo mi się spodobał. Utwierdziłem się w tej opinii natrafiając w międzyczasie na same pozytywne wypowiedzi fanów. A teraz?
Teoretycznie, film jest bardzo dobry. Mamy wytrawnego łowcę nagród Corbetta, który całkowicie oczyścił stan z przestępców. Mamy intrygę, w którą wplątany zostaje sprytny meksykański chłop Cuchillo, ekspert w posługiwaniu się bronią białą, który zadbał też o elementy komediowe. A do tego osobliwy świat przedstawiony - mormoni, wśród których facet ma 13-latkę w roli czwartej żony (fakt zrozumiały w kontekście fabuły); dziwne rancho, na którym wdowa sprawuje władzę nad kilkoma hardymi kowbojami z oczywistym aspektem seksualnym; rozrywkowi braciszkowie rzucający nożem, a wśród nich ex-rewolwerowiec; no i wreszcie Meksyk z obchodzonym gdzieś tam w tle Dniem Zmarłych.
Komiczna postać barona i jego psychologiczne pojedynki z Corbettem dążące do starcia fizycznego - zdecydowanie można było dać tym dwóm więcej okazji do wymiany zdań i ciętych ripost. Bardzo dobre momenty. Ciekawa postać Cuchillo, pojedynek nóż vs rewolwer, walka z bykiem (swoją drogą, kaskader miał szczęście w tej scenie). Świetna muzyka - na wstępie otrzymujemy pełen werwy, nieco kiczowaty, pompatyczny utwór "Run, Man, Run". Przewijający się przez cały film "Dopo La Condanna". Z kolei na zakończenie mocarny "La Resa" i zaraz po nim klimatyczny "La Condanna". Morricone jak zawsze niezawodny.
A jednak to wszystko zostało zawarta w obrazie, który nie angażuje widza aż tak bardzo. Część rozgrywająca się w Stanach Zjednoczonych ustępuję pod względem tempa i wciągalności komediowemu sequelowi. Sytuacja ulega poprawie po wkroczeniu do Meksyku, gdy historia ulega spowolnieniu, a klimat zagęszczeniu, Corbett dokonuje wyboru, wszyscy bohaterowie spotykają się na piaszczystych wzgórzach.
"Colorado" to dobry film i obowiązkowy seans dla amatorów spaghetti. Nazwiska mówią same za siebie - Sollima, Morricone, Milian, Van Cleef, Grimaldi. Mimo to, film nie ma głębi "Faccia a faccia" czy też energii "Corri, uomo, corri". Nierówny klimat.
Lubię, ale przy tworzeniu top 10 ustawiłbym go zaraz za podium.